Chyba tragizm jest bliski każdemu, trawiące nas bolączki zawsze z niemałą intensywnością wtłaczają się w nasze życiorysy...no i może miłości też znajdują tu dla siebie siedzisko. One również odpowiadają za interpunkcję, gdy piszemy frazy swoich żyć. Właśnie dostrzegłam, ze od słowa żyć do rzygać jest niedaleko - rzut beretem. Gdyby tylko nie to cholerne 'rz' i - ga, które jest chyba tylko po to by rzygania nie pomylić z życiem. Zabawne. A może wcale nie?
O czym to ja miałam? Ach, tak... obiecuję sobie wielokrotnie, że moje słowne wyziewy będą choć splamione jakimś uśmiechem, może nikłym, przykurzonym czy zardzewiałym, ale będą. Przy każdej próbie kończy się to owszem uśmiechem (no, może uśmieszkiem) jednak tylko moim własnym, skierowanym do samej siebie. Miło droczyć się z własnymi myślami. Brzmi psychopatycznie, wiem.
Będzie tragicznie, ale z tęczowym przebłyskiem. To tak jakbyśmy smakowali coś nieoczekiwanie przepysznego. Nieoczekiwaność = nasze przerażenie nieznajomością tego smaku, przepyszność = końcowy wniosek, który może jednak będzie napawał radością (może!).
Dzisiaj natchnął mnie Hłasko
Opowiadanie "Namiętności" - wbrew pozorom nie opowiada o takiej namiętności, jaka większości populacji staje przed oczyma w tym momencie. Tutaj mowa o innej namiętności...której bliżej do zapachu umierania, albo inaczej - do samego godzenia się nie tylko z samą śmiercią, jako nieżyciem, ale śmiercią jako zjawiskiem - tak powszechnym.
"- Ja tego nie wytrzymam. Odchodzi człowiek, a pan pije kawę.
Odchodzi człowiek, a tamci zakładają się
o wódkę, jaka trumnę mu
kupi rodzina - z ocementowaniem czy z
okuciem. Ja tego nie
wytrzymam.
- Wytrzymasz - powiedział. - Nawet wyobrażenia nie masz, ile można
wytrzymać - wstał i rozprostował ramiona, ziewnął. Począł chodzić
miarowym krokiem po sali. - Wypisz mu kartę zgonu - powiedział. - I
nie zawracaj sobie głowy ta cala sprawa.
Weź walerianę, weź brom, co
chcesz.
- Dobrze - powiedziała cicho. Wyglądała żałośnie: usta miała
skrzywione jak dziecko, które wybuchnie
za chwile niepohamowanym
płaczem, oczy - w ciemnych obwódkach. W
jej plecach, rękach, w
pochylonym nad stołem karku czaiło się zmęczenie. Nagle uniosła
głowę.
- Czy naprawdę tak wiele?
- Co?
- Tak wiele można wytrzymać?
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- Dlatego pytasz.
- Kiedy człowiek przestaje się dziwić?
- Nigdy.
- Wiec po co to wszystko?
- Po nic."
Dziwmy się, krzyczmy, kiedy nas uwiera... połowiczne życie, to jak budowanie sobie trumny, za życia. Wieczne banały - nawet wytarty frazem, dlaczegoś nim się stał. Poczytajcie, proszę.