piątek, 5 grudnia 2014

Gnijemy



Zwyrodniałe nasze ciała, zwyrodniałe odczuwania. Każde dotknięte piętnem przeszłych doznań. Miłostki, krostki, wrzody… złogi pożądliwości. Tyle kochań tapla się teraz w ściekach,  niespłodzone wyznania. Gnijmy ochoczo, co nam pozostało? Wdychanie własnych stęchłych potknięć, a może wzbijanie się ponad nie?

Zabójcze bodźce - onanizujemy się własnym łkaniem. Biegamy gdzieś po połaciach osłupienia, zaintrygowania, po czym lądujemy na glebie z potrzaskaną kością kulszową. Stępiamy się nawzajem. Doprawiamy własne trujące wywary. Chlipiemy zauroczeni. Rozstroje żołądka. Tęczowe rozwolnienia.

Pędzimy. Zatrzymujemy się oszołomieni. Panika zastyga w naszych rozszerzonych źrenicach, które widzą NIE te miejsca, NIE te scenariusze, NIE te namiętności. NIE TE to stan naszych istnień.

Szkaradni, nieczuli, próbujący ratować osuwające się na podłogę własne członki. Lądujemy na miękkiej nicości, a echo upadku szarżuje, z impetem rozrzucając nas w pył.

Gubimy maski, usypujemy fasady. Machamy białą flagą, licząc na to, że bardziej umrzeć się 
nie da

Chłód mumifikuje nasze blizny, sterylizuje rany. Coś w nas kołacze, ale właściwie to tylko odgłos zabijanego pająka – nieprzyjemne chrupnięcie.


Bardziej umrzeć się nie da zdarzy się jeszcze raz i jeszcze...


fot. K.Sosnowska









Na wpół

Gdzieś poczęta
Gdzieś powieszona
Ćwierć serca zważona
Dwa pięćdziesiąt zapłacone
Emocjonalne puzzle
Cholerne nieskładalne
Stoję jedną stopą w innym życiu
A drugą w absurdzie doczesności
Jakoś tak umieram
Jakoś tak nikt o tym nie wie
Nasze cicho-szelestliwe śmierci
Nasze małe duże umierania

Zwilżam Twoje usta swoim
Absolutem.  Ja…
Taka na wpół - chodź
Zapłodnijmy smutki


Do destrukcyjnych przemyśleń:
M.Hłasko 'Pierwszy krok w chmurach'

Do obrzydliwych wniosków:
Film 'Wilgotne miejsca'



Wasza niezastąpiona
Autodestrukcja

sobota, 8 listopada 2014

Słowne macanki





Pomacajmy się czule.

Jesień taka absolutna, policzkuje mglistą żółcią...niby rozkosznie, a jednak odstręczająco.

Bodziec obecny - płynność dnia, wręcz uporczywa wilgotność chmur. Ospale niewygodny dzień i zastanowienie. Depresyjność łamie rzęsy i policzkuje uśmiechy, trzyma je łańcuchami, próbując przyspawać do lękliwego braku mimiki.

Pomacajmy się czulej. 

Jestem destrukcją, nie muszę być systematyczna. Zadziwiające - notoryczności nie można mi odmówić. Notorycznie, obsesyjnie sprawiam że brak wam tchu. Bezdech. Chandra.

Jesień ma kolor wymiocin, a może wymiociny kolor jesieni.

Poświntuszmy paskudztwem chłodu.
Upstrzyjmy swoją mizernością inne istnienia.
Chorobliwie pochorujmy się...
nostalgii nowotwory. Wszędzie.

Pomacajmy się najczulej. 

Jesienią konstruktywnie można się tylko zasmarkiwać czy to przy dobrym, średnim, niemrawym filmie/książce, czy to wypłakując zasmętnienia niczym drzewo wydalające poczerwieniałe liście.





Fot. Cudowna Joanna Ludwisiak


 Pomacam was czule.

Księga Niepokoju Fernando Pessoa - zalecany środek powodujący rozstrój umysłu, serca, zapaści emocjonalne, stany destrukcyjne i depresyjne. Kwintesencja jesienności.

Przy tym wasze otłuszczone myśli zaczną skowyczeć jeszcze bardziej.

Przedsmak...




  
Czułych jesiennych uporczywości
Wasza Autodestrukcja


sobota, 14 czerwca 2014

Resekcja

    
           Każda destrukcja jest budowaniem nowego porządku, nowy stan kiełkuje nawet czerpiąc siły z upadku. To pokrzepiające. Jeśli sztyletujemy się ospale, proces destrukcyjny trwa na tyle długo, że zaczyna nam odpowiadać jego specyfika. Taplamy się w naszym zasmętnieniu, jątrząc rany i uśmiechając się przy tym do naszych odbić. Toksycznie i tragicznie.

          Specyfika miłości - brak prostoty, oczywistości. Taka uwielbiona wersja autodestrukcji, niszczejemy w kimś, niepostrzeżenie. Kamuflujemy kolejne resekcje naszych organów. Jakby ich utrata nie odbierała nam woli życia... a w końcu bezpańskość nie jest śmiercią, a zmartwychwstaniem. Mamy na rękach własne bijące serca, tryskające krwią czucia. Amputujemy siebie.

          W którym momencie następuje chwila nieodwracalności? Jesteśmy na tyle daleko, że nie widać drugiego brzegu - zapominamy nawet o jego istnieniu. Brniemy w nicość, ślepi na własne zapachy, a tak chcący zadławić się NIĄ. Nasiąkamy brunatną substancją. Fermentujemy. Trochę z gruntu zepsuci, trochę nadpsuci miłostkami. Dlaczego nie zawracamy? A nasze chmurne nieba tylko się przyglądają... 



Maria Pawlikowska-Jasnorzewska



Smakowitość księżyca pachnie naszym końcem...




Wasza Autodestrukcja


sobota, 19 kwietnia 2014

O śmierci


Chyba tragizm jest bliski każdemu, trawiące nas bolączki zawsze z niemałą intensywnością wtłaczają się w nasze życiorysy...no i może miłości też znajdują tu dla siebie siedzisko. One również odpowiadają za interpunkcję, gdy piszemy frazy swoich żyć. Właśnie dostrzegłam, ze od słowa żyć do rzygać jest niedaleko - rzut beretem. Gdyby tylko nie to cholerne 'rz' i - ga, które jest chyba tylko po to by rzygania nie pomylić z życiem. Zabawne. A może wcale nie? 

O czym to ja miałam? Ach, tak... obiecuję sobie wielokrotnie, że moje słowne wyziewy będą choć splamione jakimś uśmiechem, może nikłym, przykurzonym czy zardzewiałym, ale będą. Przy każdej próbie kończy się to owszem uśmiechem (no, może uśmieszkiem) jednak tylko moim własnym, skierowanym do samej siebie. Miło droczyć się z własnymi myślami. Brzmi psychopatycznie, wiem. 

Będzie tragicznie, ale z tęczowym przebłyskiem. To tak jakbyśmy smakowali coś nieoczekiwanie przepysznego. Nieoczekiwaność = nasze przerażenie nieznajomością tego smaku, przepyszność = końcowy wniosek, który może jednak będzie napawał radością (może!).

Dzisiaj natchnął mnie Hłasko

Opowiadanie "Namiętności" - wbrew pozorom nie opowiada o takiej namiętności, jaka większości populacji staje przed oczyma w tym momencie. Tutaj mowa o innej namiętności...której bliżej do zapachu umierania, albo inaczej - do samego godzenia się nie tylko z samą śmiercią, jako nieżyciem, ale śmiercią jako zjawiskiem - tak powszechnym.

"- Ja tego nie wytrzymam. Odchodzi człowiek, a pan pije kawę.
Odchodzi człowiek, a tamci zakładają się o wódkę, jaka trumnę mu
kupi rodzina - z ocementowaniem czy z okuciem. Ja tego nie
wytrzymam.
- Wytrzymasz - powiedział. - Nawet wyobrażenia nie masz, ile można
wytrzymać - wstał i rozprostował ramiona, ziewnął. Począł chodzić
miarowym krokiem po sali. - Wypisz mu kartę zgonu - powiedział. - I
nie zawracaj sobie głowy ta cala sprawa. Weź walerianę, weź brom, co
chcesz.
- Dobrze - powiedziała cicho. Wyglądała żałośnie: usta miała
skrzywione jak dziecko, które wybuchnie za chwile niepohamowanym
płaczem, oczy - w ciemnych obwódkach. W jej plecach, rękach, w
pochylonym nad stołem karku czaiło się zmęczenie. Nagle uniosła
głowę.

 - Czy naprawdę tak wiele?
- Co?
- Tak wiele można wytrzymać?
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- Dlatego pytasz.
- Kiedy człowiek przestaje się dziwić?

- Nigdy.
- Wiec po co to wszystko?
- Po nic."

 
Dziwmy się, krzyczmy, kiedy nas uwiera... połowiczne życie, to jak budowanie sobie trumny, za życia. Wieczne banały - nawet wytarty frazem, dlaczegoś nim się stał. Poczytajcie, proszę.


czwartek, 13 marca 2014

Erotyki

          Jakże niedoceniane chwilami. Może zbytnia dosłowność albo wręcz odwrotnie - absolutne zmysłowe zmętnienie. Pociągające te twory diabelnie. Ukochałam. Bez reszty.

          Erotyka wyziera z każdego ludzkiego otworu, myśli, ramy, słów. Porno to rytm kroków współczesnego człowieka. Erotyki natomiast balsamują nieskalane wulgarnością emocje, są czyste, przejrzyste. Ckliwości, wszędzie ckliwości.

          Właściwie to nie wiem. Albo wiem zbyt wiele. Pośród rozdygotanych teorii trochę apetycznych treści.

Emil Zegadłowicz, "Szał"

Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona
wrzącej w żyłach rozkoszy warem rozogniona -

gdy ręce moje, węże oszalałe żądzą,
po udach Twych i brzuchu ślepe, gniewne błądzą -

gdy Twe trzewia nasienia opryskuje wrzątek,
gdy krzyczę żeś Ty wieczność, koniec i początek -

gdy wołam: daj mi oczy! daj mi Twoje oczy! -
- ziemia zrywa praw łańcuch i w bezkres się toczy

z świstem, z łopotem, z hukiem! - ziemia - klacz chutliwa
pędzi! tętni! - a nad nią skier pienistych grzywa!

Do grzbietu jej przywarci, przemienieni w jedno,
lecimy w zawierusze gwiazd w groźne bezedno!
 

Lesław Falecki, "Zadzwoniłaś kiedy tęskniłem…"

Zadzwoniłaś kiedy tęskniłem
jak zwierzę
za twoim rozkwitem warg
skurczem dłoni
zapachem piersi
zadzwoniłaś
i oboje rozerwaliśmy noc
na kawałki krzyku




Izabela Ptak, "Tam gdzie Anioły…"

Tam gdzie Anioły
mają skrzydła
u Ciebie dwie blizny
dla mnie
przeze mnie
 

Kazimierz Przerwa Tetmajer, "Lubię, kiedy kobieta…"

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.




 Moje. Takie nic.

Se(ks)n
Moje sutki niczym zaróżowione krople,
stosy odcisków parują na mym ciele twoją pieszczotą.
Mam pokrwawione kąciki ust,
za dużo smutku, za mało spermy.
Twój kot leży na moim łonie,
umościł sobie wdzięczne posiedzenie.
Zawieś mi wisienkę na sutku,
niech będzie kropką nad moim i.

Brodzisz  we mnie.



Mił(y)ość
Miły mój
Krucha nasza powierzchnia,
spękana ciepłotą.
Wypieczony wierzch słów,
spowijasz przedmieścia
okruchami.
Zespoleni,
zaplątani
pianą mych zmysłów
…tkwisz. 



Podpisano
Autodestrukcja